Dziś, o brzasku, stronie Gazety pojawił się wywiad-rzeka z profesorem Marcinem Matczakiem.
Dla zainteresowanych całością:
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,29543933,marcin-matczak-nie-zamierzam-przepraszac-za-swoje-zycie-i.html

Rozmowa ciekawa, zarówno dla wyznawców, jak i dla tych, u których pan profesor nie jest faworytem (Mariusz, minęło siedem godzin a Ty nic!). W potoku słów znalazły się i takie, którymi pan Matczak zaprasza do dyskusji wszystkich odbiorców swoich wypowiedzi. Niniejszym zatem z owego zaproszenia korzystam.

Nie będę jednakże polemizował na żaden z tematów, które pan świadomie podnosi – moje stanowisko w kwestii „kult zapierdolu Matczaka” versus „kult lenistwa Zandberga” jest dość powszechnie znane (tutaj proszę sobie wyobrazić ironiczną podśmiechujkę) a w kwestiach stricte światopoglądowych (przekonania polityczne czy też stosunek do religijności/religii) rezerwuję sobie prawo do ujawniania tychże wyłącznie tym, na których opinii mi zależy.

No właśnie…
„[…]na których opinii mi zależy”. Tym zgrabnym zabiegiem przechodzimy do meritum. Jak wspomniałem, wiele ważkich kwestii podnosi pan w sposób świadomy, niejednokrotnie celowo używając wyrażeń silnie zabarwionych emocjami, by stały się zarzewiem ożywionej dyskusji. Mnie jednakże bardziej zainteresował podświadomy „przekaz”, bijący z pańskich wypowiedzi. I to z nim się zgodzić nie jestem w stanie. Na myśli mam zaś te fragmenty:

Otóż, szanowny panie profesorze, nasza proweniencja nie jest powodem do wstydu. NIGDY. Szczerze współczuję znalezienia się w sytuacji, w której nawet myśl o tym przychodzi panu do głowy. A już przejmowanie się, pojawiającymi się w jakimkolwiek dyskursie, argumentum ad personam (najniższych lotów, należałoby dodać)…? Ech…

No i ta nieszczęsna whisky… Pro tip, panie profesorze: fakt, iż ktoś stojący za panem w kolejce pomyśli „a stary Matczak to wali najtańszą berbeluchę” nie sprawi, że będzie pan ani lepszy, ani gorszy. A jeśli przyjdzie panu kiedykolwiek ochota na coś poniżej standardu (kulinarnego, odzieżowego czy innych) – proszę dać znać, podjadę pana wyręczyć przy kasie. Ręczę jednak, iż prawdziwą wolność poczuje pan dopiero w momencie, gdy będzie pan robił wszelkie możliwe zakupy, mając serdecznie wyjebane na to, co myślą o nich przypadkowi widzowie tego wydarzenia.

…czego i Tobie życzę, Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku!

Zdjęcie: JASON HOGAN

4 myśli na temat “Dylematy Taty Maty

  1. Dziwne ze Pan profesor a wrzuca prawo do nauk ścisłych: „ Już wtedy wiedział pan, że zrobi wielką prawniczą karierę?
    Nie, nie. Miałem uzdolnienia humanistyczne, nie ścisłe.”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s