„Podróże kształcą”, „Podróże to jedyna rzecz, na którą wydajemy pieniądze, a mimo to stajemy się bogatsi” i tym podobne komunały. Sęk w tym, że każdego z nas uczą czegoś innego. Ja na przykład, dzięki nim, uświadamiam sobie coraz więcej paradoksów.

Pierwszy (a zarazem najistotniejszy z nich) to fakt, iż im więcej i dalej podróżuję, tym bardziej doceniam skrawek ziemi na którym przyszło nam mieszkać. I nie ma to nic wspólnego z tzw. „uczuciami wyższymi” – z dumą, patriotyzmem czy im podobnym (jeszcze do nich wrócimy). To pragmatyzm w czystej formie. Zauważ choćby, że tu, na miejscu, nikt i nic nie mnie chce zajebać (jak choćby w Australii – kraju często uznawanym za najlepszy do życia, choć zamieszkiwanego również przez dziewięć z dziesięciu najbardziej jadowitych stworzeń świata; czy też w Compton, dzielnicy Los Angeles – drugiego co do wielkości miasta „Najpotężniejszego Państwa Świata”, zamieszkiwanej przez Crips i Bloods); mam w każdej okolicznej gminie drogi lepszej jakości niż choćby kultowa Mulholland Drive (tak, ta z filmu Lyncha, ta sama, przy której mieszka m.in. Jack Nicholson); mam (jeszcze) cztery pory roku (w odróżnieniu od mieszkańców np. San Francisco); mam gdzie pojeździć na szosie (nawet w Warszawie – uwierz, że nowojorscy kolarze daliby się pokroić i usmażyć za Gassy i Kampinos, serio) i MTB (ukochane przez Sagana Park City, z singlami o piętnastocentymetrowej szerokości zrobionymi z kurzu, ma się nijak do naszych Olbrzymów, Smrka czy Glacencis – to nawet nie inna liga, to inna dyscyplina); żyję ponadto w kraju, w którym byle agroturystyka (z całym należnym szacunkiem) standardem, czystością i nierzadko poziomem obsługi NA GŁOWĘ bije trzy- i czterogwiazdkowe hotele Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Niemiec (o cenach nie wspominając). Właśnie, ceny… Żyję przecież w kraju, w którym nie muszę dzwonić do Bociana, by kupić kanapkę na stacji benzynowej (jak w Norwegii) i nie popiję jej brudną wodą, którą np. Finowie (najszczęśliwszy naród świata) nazywają kawą.
Itp.
Itd.

Czy to jednak oznacza, że u nas najlepiej? Niekoniecznie. Czy mógłbym żyć poza Polską? Tak – Australia i Włochy jako pierwsze przychodzą mi na myśl (z drugiej zaś strony, kompletnie nie rozumiem, jak ktokolwiek mógłby chcieć mieszkać na stałe w USA – nie rozumiem z wielu względów, będzie o nich we wpisie o moich tamże wakacjach). Ale niczego nam tu szczególnie nie brakuje. A nade wszystko: nie mamy się czego wstydzić. Bo szklanka w połowie pełna. I tu właśnie kolejny paradoks (uwaga, będę generalizował, znowu!): statystycznie jawimy się (lub staramy się jawić) jako dumny naród. Dumny z historii, waleczności, dokonań, języka, osiągnięć sportowych itd. Niezbyt jednak dumny z jednego: …z Polski. Napierdalamy na jej drogi, ceny, brak betonu, zbyt dużą ilość betonu, powietrze, wodę, glebę, piasek, faunę (dziki – serduszko, dziki – be) i florę (lasy – serduszko, lasy – wycinać). Napierdalamy na siebie nawzajem. Ile wlezie. I ta trawa… Wszędzie bardziej zielona niż u nas.

Ja to bym tych napierdalających najchętniej w kontenery popakował. Popakował, wywiózł i wypuścił w finansowym centrum wszechświata: na Wall Street. Żeby zobaczyli ten spękany chodnik, kruszące się elewacje budynków, wszędobylskie szczury, śmieci i karaluchy. I tłum bezdomnych. Brzydsze w zachodnim świecie jest chyba tylko Sanremo. Tak, TO Sanremo. Ten włoski kurort od festiwalu. A tak naprawdę zaniedbany slums.

Jaki z tego morał? Ano taki, że raj na ziemi nie istnieje (choć muszę sprawdzić Seszele ;). WSZYSTKO ma zarówno piękne jak i ohydne oblicza. I można przeć przez życie, uparcie poszukując ideału, nie doceniając jednak tego, co nam się ślepym trafem przydarzyło. A nie używałem przecież skrajnych przykładów: Afryki, Indii, Kambodży czy Laosu.

Jest jednak jedna rzecz, której Amerykanom zazdroszczę. I wryłbym ją w dekle wszystkim tym kwękaczom w kontenerach wywiezionym. To w Stanach wymyślono marketing i to ich mieszkańcy są w nim mistrzami. Dzięki niemu cały świat uwierzył, że US of A to najpotężniejsze państwo świata. Ale to jeszcze małe miki. Najciekawsze, że uwierzyli w to jego mieszkańcy.

Zdjęcie: Robert Urbaniak

O MNIE
Na imię mi Przemek. Jeżdżę na rowerze. W miarę często. Piszę o rowerach. Nie za często. Jakiś czas temu stworzyłem markę odzieży kolarskiej – eroe.cc oraz projekty mamOC.pl, mamNNW.pl i ServiceCourse.pl.
Rzuć okiem w wolnej chwili, zapraszam.
Znajdziesz mnie również na Facebooku, Instagramie i Twitterze , jeśli akurat tego bardzo potrzebujesz.

17 myśli na temat “Cudze chwalicie…

  1. No jak to nic nie chcę Cię tu zajebać? A kleszcze? Może to nie poziom Australii ale jaki kraj takie niebezpieczeństwa. A za kilkadziesiąt lat to już wszystkie będą przenosiły boreliozę.

    1. Jezdze po lasach, jezdze po polach, biwakuje, odpoczywam lezac na trawie a jeszcze w zyciu nie widzialem kleszcza. Lat mam 41. Nie twierdze, ze ich nie ma, twierdze, ze nie taki diabel straszny 😉

  2. Tak sobie tylko myślę czy jakby tych mieszkańców Wall street czy Mulholland dr albo San Francisco (będących w stanie samozachwytu spowodowanym marketingiem)wsadzić do kontenerów i wywieźć gdzieś w okolice Jeleniej Góry (albo niech będzie nawet Krakow, Rzeszów, Bialystok) to byliby zachwyceni jakością dróg , hoteli itd. Przyznaje cena kanapki i piwa pewnie atrakcyjna, gorzej jakby chcieli zapytać o drogę kolegi w koszulce z PW. Zgadzam sie , raj na ziemi nie istnieje, wszystko jest kwestia perspektywy i priorytetów. Pozdrowienia z CT😉

    1. dlaczego Pani wymaga znajomosci jezyka obcego od kolegi w koszulce PW na „jego terytorium”? Czy aby w stanach tez pani by ganila ze ktos nie zna polskiego? Oczywiscie, fajnie ze go zna, ale tak naprawde kiedy nie wymaga niczego wiecej od zycia i godzi sie na to co ma nie musi go znac. A tak marginesem, ze znajomoscia jezykow obcych w Polsce wcale nie jest najgorzej, polecam we francji czy we wloszech podjac proby konwersacji po angielsku czy niemiecku z lokalesem. Moze to nie byc takie latwe. Szufladkowanie widze u Pani w cenie, ktos moglby to odebrac, ze ten wpis jest po trosze kierowany do Pani wlasnie 🙂 pozdrawiam serdecznie.

      1. Sorry ja nie miałam na myśli znajomosci języków , w tej kwestii się z Tobą zgadzam w 100 %, w Polsce jest bdb. Powinnam doprecyzować ten gość w koszulce PW to taka imaginacja. Mi chodziło o to ze nawet zakladajac ze ten z usa mówi po polsku ( z akcentem ) szansa ze dostanie w zęby jest całkiem realna. Nie daj Boże kolorowy. Zgadzam sie ze Polacy nie maja czego nie wstydzic i ja tez zawsze chwale, natomiast z tym samozachwytem to jednak byłabym ostrożna . Jestem w Polsce przynajmniej raz w roku brak uprzejmości żeby nie powiedzieć chamstwo to norma, nie mówiąc juz o tym ze na drodze czuje się jakby wszyscy chcieli mnie… no właśnie”zajebac”. Swoja droga napisałam ten komentarz trochę na gorąco bo właśnie wróciłam z zachodniego usa i pomijając duże miasta Parki narodowe które odwiedzałam naprawdę mnie zachwyciły. Oczywiście ja patrze inaczej, troche sie juz pewnie przyzwyczaiłam do rzeczy które ciebie drażnią . W każdym razie każdy z tych parków odwiedza rocznie kilka milionow ludzi z całego świata wiec pewnie cos w tym jest. Pomijając krajobrazy , jestem ciekawa czy miałeś negatywne doświadczenie w obcowaniu z tubylcami. Pozdrawiam.

        1. dostac w zeby? ilu Pani znajomych oberwalo po pysku bedac w naszym kraju? Ilu znajomych, znajomych, znajomych, dalszych znajomych obskoczylo przyslowiowy wpierdol? pewnie zaden, no ale w tvn powiedzieli ze u nas bija murzynow, nie? Nie wiem gdzie Pani zyje, naprawde, nie wiem co to za dziwna enklawa i gdzie jest tak niebezpiecznie. Moi znajomi sa zachwyceni goscinnoscia w Polsce i chetnie tu wracaja coraz wiekszymi ekipami. Nie bez powodu ilosc turystow rosnie rok do roku i nie, nie siedza w hotelu i nie chodza tylko na starowke przykladowego Krakowa. na szlakach rowerowych mijam sie i rozmawiam z ludzmi z calej Europy, malo, ostatnio byli rowerzysci z Nowej Zelandii. Wie Pani jak przebiega takie Green Velo? po wioskach.i malych miasteczkach. pelno tam jak to ich Pani ladnie okreslila chlopakow w koszulkach PW. i mysli Pani ze ktos z tych turystow poczul sie zagrozony? Gdyby tak bylo to prosze uwierzyc, liczba gosci by sie zmniejszala, ludzie ze soba rozmawiaja, opisuja swoje przygody i podroze w internetach. Inni to czytaja i jakos nie widza hord tubylcow biegajacych z palkami w pogoni za obcojezycznymi. Polecam wyjsc z domu a nie opierac sie na „relacjach” w gazecie wyborczej.

  3. Przemo, świetny tekst i pełna zgoda z tym, co piszesz. Dodałbym tylko tyle, że gdzie byśmy nie wyjechali, zawsze zabierzemy tam siebie. A to właśnie ten „ja” narzeka na rzeczywistość i szuka wyidealizowanego świata – raju na ziemi. Na Seszelach też pewnie coś zauważysz, co zaburzy zieleń tej zieleńszej trawy. Pozdro!

  4. „Napier… na siebie nawzajem”. Ech, mentalnie nadal jesteśmy w Komunie. Wcześniej wszyscy musieli mieć identyczne poglądy, opinie. Ci co myśleli inaczej to byli szpiedzy, zdrajcy, stosowano represje. Po Komunie nadal był jednolity przekaz zgodny z tzw. Głównym Nurtem. Ktoś kto myślał inaczej był stygmatyzowany – głupi, ociemniały. Teraz kiedy w końcu jest pluralizm mediów i polityczny, wiele osób nie potrafi tego zaakceptować. Inne poglądy są wyśmiewane, hejtowane. Przedstawiciele innej opcji są również stygmatyzowani, w dyskusjach pojawia się agresja, wulgarność. Łatwo zdekomunizować ulice (może poza Wawą), ale jak zdekomunizować umysły?

  5. ja sie odniose do Amerykanskiego marketingu. Kraj od stuleci jest zlepkiem imigrantow wiec patriotyzm i narodowe samouwielbienie sa musowo na porzadku dziennym z premedytacja aplikowane spoleczenstwu zeby latwiej mozna bylo tymi wszystkimi zlepkami z calego swiata zarzadzac i tak jak antysemityzm w Polsce sa wysysane z mlekiem matki 🙂 Hymn panstwowy jest grany na kazdym publicznym wydarzeniu (mecz, festyn, cokolwiej publicznego), niedlugo bedzie grany nawet jak bedziesz szedl do kibla.

  6. Hell… Dużo wątków 🤯 O czym ten artykuł? Że nie warto podróżować? Czy że Polsza najlepsza? Czy że rzeczywistość rozmija się ze zdjęciami z folderów TUI i blogów podróżniczych? Czy, że Polak zgorzkniały i lubi ponarzekać?

      1. Chciałem się polemicznie odnieść do Twoich konkluzji, bo się z wieloma z nich nie zgadzam, ale to jednak dużo pisania… Wybieram piwo. Pozdro ze Zbawixa 😉

  7. Do uber marketingu dodam jeszcze jedna rzecz, ktorej Europa moglaby sie od USA nauczyc: podejscia do drugiego czlowieka. Cos, z czego sam sie kiedys smialem, ze sztuczne, ze falszywe, ze kogo tak naprawde obchodzi jak sie mam… A w rzeczywistosci dzieki temu jest po prostu nieco lzej i przyjemniej na tym lez padole. 😉

Dodaj odpowiedź do Przemek Zawada Anuluj pisanie odpowiedzi