No, dobrze byłoby zacząć coś kręcić. Ciebie mam na myśli. Ja w tym roku zima w ciepłym, więc nieco wcześniej zacząłem. Zebrało się kilka myśli, więc się na szybko z Tobą nimi podzielę. Wiedzże, co Cię czeka.
Dlaczego ruszać akurat teraz, nie miesiąc później, na przykład? To prosta arytmetyka. Na czerwono w kalendarzu zaznaczyłeś/-aś pewnie drugi czy trzeci weekend kwietnia jako pierwszy start sezonu. Zostało nam więc jakieś dziewięć, może dziesięć tygodni do inauguracji większości z cykli.
Trzy tygodnie zajmie Ci emocjonalna transformacja: od wkurwienia na brak siły w nogach i bolącą dupę, do momentu, w którym jazda na rowerze ponownie zacznie sprawiać Ci względną przyjemność. Sprawdzone. Ja tam sobie po prostu, przez umowne dwadzieścia jeden dni, pyrkam, stopniowo zwiększając objętość. Niekoniecznie intensywność.
No właśnie, intensywność. Pamiętasz, jak pisałem, że trzeba jeździć z lepszymi od siebie? Kłamałem.
No, w sumie nie do końca. Ta reguła nie dotyczy po prostu omawianego przez nas okresu wprowadzenia. Dasz się podpuścić, pójdziesz głową oraz ambicją i niby będzie gitara. …tylko nogi za tym wszystkim nie nadążą. Zimą/wczesną wiosną, jednym treningiem jesteś je w stanie zamienić w dwa dębowe kołki. Na tydzień. Uwierz, to też sprawdzone. Zatem: bez popisów – to jeszcze nie pora.
Dziewięć/dziesięć minus trzy, pozostawia nas z sześcioma/siedmioma tygodniami do pierwszej gonki. Cudów się w jej trakcie nie spodziewaj, ale może być, co najmniej, przyzwoicie. Zresztą żaden z sołtysów mistrzostw wioski na kwiecień nie ogłosił. Sezon długi, szkoda byłoby wypstrykać się zaraz na początku.
Umawiamy się zatem, że plus-minus z końcem lutego/początkiem marca wchodzimy na intensywność. Że pogoda wtedy słaba? Cóż… Masz dwa wyjścia: a) Ryan i dwa tygodnie w ciepłym; b) dużo większa doza samozaparcia i treningi w PeeL, niezależnie od aury. Oba wyjścia niestety bolesne. Drugie: fizycznie. Pierwsze: dla portfela.
Czego jeszcze możesz spodziewać się po pierwszych tygodniach na rowerze? Z pewnością tego, że im więcej będziesz jeździć, tym bardziej „utyjesz”. Tak Cię przynajmniej waga łazienkowa gnębić będzie. Z każdym dniem treningów, z kibla dobiegać będzie coraz głośniejsze „a idź pan w pizdu!”. Tylko fałdy będą coraz bardziej wiotkie (na całe szczęście). Stan ten utrzymywał się będzie przez jakieś trzy tygodnie (tak, tak, znowu ten sam okres). Potem wskazówka wagi zacznie poruszać się w lewą stronę.
Skąd przyrost masy? Odbudujesz mięśnie, których objętość straciłeś/-aś w trakcie zimowej przerwy.
Szybko zauważysz również, iż nawet jazdy o niskiej intensywności będą miały zbawienny wpływ na cyferki wypluwane przez miernik mocy. Moje przyrosty teraz to jakieś 2%-3% tygodniowo. Dużo. Gdyby tylko tak chciało w nieskończoność. Niestety, krzywa się „wypłaszcza”, zbliżając do asymptoty, którą jest maksymalny przyrost/poziom możliwy do uzyskania w trakcie sezonu. Ile wynosi? Jeszcze nie wiem – zbieram dane. Mam jednak w planach tekst na temat asymptot i maksimów. Do nich zatem wrócimy.
PS Spodobało się? Udostępnij, skomentuj lub „polub” fanpage na FB. Dziękuję.
A jak wygląda sprawa zabrania rowera do Ryana? Trzeba mieć jakiś specjalny pokrowiec?
Wiedząc, w jaki sposób z bagażem obchodzi się obsługa lotniska – jasne, że tak.
Pewien kolarski bloger popełnił ciekawy wpis na ten temat, ale to triatlonowa przechrzta i nie dam linka! ;D
😀
W ramach dorzucania do pieca dodałem interwały na rolkach, Na razie 3×10 w trupa na 5 minutowych przerwach. Potem będzie 4×10. Wierzę, że to prowadzi do formy, a co wiem na na pewno? Że gasi światło w ostatnim powtórzeniu. Zaczyna się zabawa. 😀
😉
4×10 w trupa to trochę za mocno jak na moje.
Nie startuję ze startu zatrzymanego. Zwykle w weekendy kręcę nogę, a od października siłka 3x w tygodniu. Jakaś podbudowa jest. Trzymać się miesiąc 3×10 i zobaczyć co dalej? Nie mów, że lżej…
Ja bym z czymś pomieszał, by mięśnie i pompka innych bodźców dostały. A trening 3×10 nieco powyżej progu sam często jeżdżę.
Wszystko ładnie i pięknie… A mnie ponownie łapie infekcja, ponownie na tydzień przerwa i od początku…