Niniejszym ogłaszam rozpoczęcie nowej zabawy. Zasady są proste: ja wrzucam krótką notkę z moimi Top 5 a Ty, w komentarzach tutaj lub na FB, dorzucasz swoje (o ile nie pokrywają się z moimi – nic na siłę). Mam nadzieję, że dzięki temu i Ty, i ja wzbogacimy swoje „bucket lists” o nowe pozycje do odhaczenia. Zakładam również, iż rzeczone listy „Pięć naj” będą w przyszłości raczej interdyscyplinarne niż ograniczone do jednej dziedziny – nie tylko kolarskie horyzonty chciałbym rozwijać. Aha, spodziewaj się oczywiście pełnej subiektywności.
Zaczynamy zaś sztampowo: od pięciu najciekawszych spośród „kultowych” podjazdów. Kultowych, czyli takich, które często przewijają się w relacjach z wyścigów (choć niekoniecznie jedynie w Wielkich Tourach).
1. Bezsprzecznie i niezaprzeczalnie: Col d’Aubisque
Najpiękniejsze miejsce, w które kiedykolwiek dostałem się rowerem. Kropka.
…a Pireneje gorąco polecam każdemu, kto jeszcze w wysokich górach nie był. Tak, Pireneje, nie Alpy – wkrótce napiszę Ci, dlaczego.
Aubisque natomiast sugeruję zdobywać mniej uczęszczaną drogą – przez Col des Bordères i dalej Col du Soulor (TdF szło tą trasą w tym roku). Gwarantuję Ci, że po kilkuset metrach krótkiego zjazdu z Soulor, zatrzymasz się, po czym wszem i wobec oznajmisz światu swój nad nim zachwyt, za pomocą siarczystego, staropolskiego „łokurwa…”
2. Passo dello Stelvio
Szlagier. Klasyk. Pewnie najczęściej fotografowana „kolarsko” przełęcz. Niby już trochę „zgrana”, ale jeśli nie byłeś/-aś – nadrób koniecznie. Zapiera dech w piersiach. Przede wszystkim dlatego, że na 2757 m.n.p.m. ciężko go złapać.
Najlepiej pyknąć z obu stron: podjeżdżasz od Bormio do szczytu, zjeżdżasz kawałek i odbijasz w prawo na Umbrail Pass, po czym wracasz na Stelvio przez Szwajcarię i podjazdem od Prato (to strona słynnych nawrotów).
3. Col d’Izoard
To natomiast jedna z bardziej surrealistycznych miejscówek, w jakie dotarłem. Prawdziwie księżycowy krajobraz (to ten z głównego zdjęcia). Zdecydowanie polecam podjeżdżać od strony Arvieux.
4. Col du Galibier
Monstrum. Szczególnie, jeśli podjeżdżane od „prawilnej” strony, czyli przez Col du Télégraphe. Strava (kłamiąc nieco – po pierwszej przełęczy jest kilkukilometrowy zjazd) uznała to za podjazd z najwyższym przewyższeniem spośród przeze mnie pokonanych – 1930 metrów w pionie. Bolesnych, szczególnie w nader stromej końcówce. Ale warto.
5. Col du Touramalet
Druga na liście przełęcz w Pirenejach. Wspominałem już, że warto właśnie tam (zamiast Alp) wybrać się na pierwszy wyjazd w wysokie góry?
Tourmalet do najwyżej położona asfaltowa droga w owym paśmie (2115 m.n.p.m) a zarazem ikona TdF – żadna przełęcz nie była tak często nawiedzana przez prosów. Wyścig gościł na niej ponad osiemdziesiąt (!) razy. Nie bez kozery – widoki zapierają dech w piersiach. Da się objechać w pętli o długości ok. 100 km.
Mocny pretendent: Mont Ventoux
Francuski Pradziad. Jedna z najbardziej charakterystycznych gór świata. Klasyczny sposób wspinaczki to podjazd od miasteczka Bédoin. Nagrodą zaś jest FENOMENALNY zjazd w kierunku Malaucène. W jego trakcie wszyscy, nawet najbardziej bojaźliwi, biją osobiste rekordy prędkości na rowerze. Co bardziej śmiali rejestrują zdrowo ponad 100 km/h. Tak zaplanowana pętla ma ok. 50 km długości.
Bonus: najbardziej przereklamowany „kultowy” podjazd świata – Alpe d’Huez
Po prostu nic szczególnego. Nic. No, może ewentualnie aspekt historyczny ma jakiekolwiek znaczenie. Temat, według mnie, raczej do odfajkowania niż piania z zachwytu, ale hej, nie wierz mi na słowo. Sprawdź i daj znać.
Dobra, to tyle. Jeśli „Twoje” nie pokrywają się z „moimi” – daj znać w komentarzu.
1. Gavia-mniej komercyjna siostra Stelvio. Lubie bardziej niz Stelvio za mniejszy ruch motocykli i aut. I mozna w ladnej petelce polaczyc z Mortirolo,
2.Hochaloenstrasse(Grossglockner) – dla mnie topowy podjazd w Alpach. Trudnosc avg10% i widoki jak nigdzie.
3. Sa Calobra- tlumnie ale pieknie we wszystkie strony(wszystkie dwie)
4. Mam Tor (PeakDistrict, UK) podjezdzane od Castelton zaboli juz na WinatsPas (avg. 15%) potem maly odpust i atak na Mam Tor. lacznie jakies 5km bolu ale warto!
Dla mnie, jako dla laika, który chciałby kiedyś sobie takie podjazdy podjechać, fajnie by było jakbyś dodawał jakąś mapkę/stravę z trasą. Wtedy ja ten artykuł dodaję do ulubionych, zapisuję na mojej „liście rzeczy do zrobienia w życiu” i masz moją dozgonną wdzięczność, a jak tam będę, to o Tobie pomyślę 😉
Coś cię powstrzymuje żeby wpisać nazwy tych podjazdów w wyszukiwarkę segmentów na Stravie ?
Nie dziękuj. Wystarczy mi że dzięki tej wskazówce będziesz mógł to zrobić w życiu.
Z tych kultowych ale nie koniecznie wyciskających oczy z orbit polecam Teide na Teneryfie. Na górze widoki jak na księżycu zapierające dechtym bardziej że tlenu też już tam trochę brakuje
Ale że Stelvio z tym cholernym pchlim targiem niczym z Tunezji?
Przecież możesz podjechać Stelvio przed rozpoczęciem sezonu, gdy na trasie jest w maksie 22 cyklistów i na górze, prócz popychania śniegu się nie dzieje… Nie ma motorów, targu, niczego nie ma… piwa też nie ma, coli też, śnieg i świstaki
I uważasz że konieczność przedzierania się na Stelvio w śnieżycy lub tłumie ludzi i straganów czynią go jednym z najlepszych podjazdów? Sam podjazd jest ok, ale szczyt mocno rozczarowuje i rzuca cień na całokształt. To już, żeby daleko nie szukać Gavia wypada o niebo lepiej.
Sławku, nic nie pisałem o śnieżycy to Twoja nadinterpretacja 🙂 Dane mi było wjechać Stelvio 23. maja 2018 w warunkach idealnego spokoju i braku festynu jak na Gubałówce, to był piąty i najpiękniejszy wjazd. Dane mi było to zrobić przed sezonowym otwarciem przełęczy. Bez mordęgi, a śnieg usuwany był głównie z parkingów.
Gavię zrobię w przyszłym roku skoro tak polecasz 🙂 Stelvio i Mortirolo też 😉
Turtagrø 🙂
Teide
Masca
Sv Jure
Magurka koło Żywca
Salmopol
Malga Palazzo.
Nie ma targu, nie ma piwa, żaden zbędny widok nie zapiera dechu w piersiach. jest kolarzysta i… 45%owy podjazd.
A gdzie Harkabuz?
A ktoś coś słyszał o ZONCOLAN? Na 10km ponad 1000m przewyższenia. A po podjechaniu można było sobie obejrzeć jak to robią profesjonaliści – bajka!
Ciekawy podjazd jest na lodowiec Rettenbach – źródła podają różnie, ale to najwyższy lub drugi w Europie asfalt. W Solden jest sporo wypożyczalni z rowerami elektrycznymi (teraz na pewno więcej, byłem w 2014 roku), więc można zabrać kogoś kto nie jeździ za dużo. Też da radę 🙂
A obok też fajny podjazd Hochsolden oraz na Timmelsjoch.
http://www.altimetr.pl/podjazd-rettenbachgletscher.html
1. Teide na Teneryfie- od strony Los Gigantes 51 km pod górę z nachyleniem 6 do 8 % – przez te 3 godziny, jadąc pod górę oprócz niesamowitych wulkanicznych krajobrazów można spokojnie pomysleć nad życiem. Kilometrami ciąną się hektary lawy- wyglądajacej jak czekoladowa kruszonka na wierzchu babcinego sernika. Na 10 km przed metą u stacji kolejki, jest lekkie wypłaszczenie 2 do 4 stopni – i tam masz flow, na dwóch tysiąch lecisz pare kilometrów : blat- ośka. Potem już tylko kilka km pod górę, czasem pod wiatr , czasem ponad chmurami a czasem w słońcu i finisz na ostatnich 400 m z dwunastoma stopniami do stacji kolejki. Jest pociecha. A zjazd w kierunku Santiago del Teide i Los Gigantes, z pięknym równiutkim, nowiutkim asfaltem, to po prostu kolarski creme de la creme. Wiatr we włosach, pozycja, balans i predkosci – ponaddźwiękowe.
2. Gran Canaria- Ściana płaczu- to trzeba zobaczyć i samemu przejechać…
3. Podjazd na Wierchomlę- szutrowa trasa na maratonie mtb Cyklokarpaty-spod hotelu na przełęcz do schroniska. Jest to początkowy fragment trasy maratonu- dobre tempo gwarantuje miejsce w czołówce zawodów. Obowiazuje tam strategia- najlepiej jak z bidonem czeka ktoś na ciebie na przełęczy bo zawsze to pół kilo mniej na grzbiecie, wytrzymałość- palą uda , palą łydy, palą płuca, zero widoków – bo patrzysz na swoje przednie koło a pot zalewa ci oczy, parcie do przodu i szukanie najlepszej ścieżki w peletonie, ale jak zrobisz ten podjazd w około 20 minut – szacunek wśród rywali gwarantowany.
Dobra. Pobawię się w siostrę z Archeo i wykopię temat.
W końcu wpis wywarł na moje życie spory wpływ.
I tak pro forma: Ktoś tu jeszcze jest?
Col de l’Iseran z Lanslebourg’a cośtam Mont Cenis.
Sztos. Alpy wszędzie dokoła. I na płaskim kawałku z przełęczy col de la Madeleine (ale nie TEJ Madeleine) i kawałek od Boneval-sur-Arc (czyli właściwy podjazd). I całkiem niezły asfalt do zjazdów (może nie aż tak jak do Malaucene – ale też są długie proste dla nabrania prędkości).
Mont Ventoux – Sztos. Ja jechałem w słoneczną niedzielę (na zegarze miało dobić do 35 st. C).
I te tłumy pchające się na górę (od wycinaków po tandemy mtb i panie księgowe na rowerach).
Kiedyś to był mój top 1.
Galibier ale z przełączy Latauret. Krótki, łatwy i na końcu ta myśl „To już koniec?”.
Ale… Nie ma srania po krzakach. Od razu startujemy w alpejskim krajobrazie a nie przedzieramy się po lasach jak partyzanci. By nie było. Jechałem też z drugiej strony. Przez telegraf.
Col d’Aubisque – kurcze, najgorzej to się nasłuchać jakie to super. I potem mamy wielkie wyobrażenia. Jest nieźle ale to nie jest dla mnie top 1.
Alpe d’Huez – faktycznie jest to podjazd na parking – ale jak bym chciał znaleźć parking to łatwiej na dole w Le Bourg d’Oisans. Przynajmniej kibel jest na miejscu.
Jest, jest. 🙂
I jeszcze jeden podjazd z gatunku lekko, łatwo i przyjemnie (czyli z serii najlepsze widoki per VAM lub W/kg – przynajmniej od strony Francji).
Mont Cenis. Asfalt szeroki na dwie mijające się ciężarówki 19-ton. Ruch względnie mały. Górskie jezioro. Wariant (marnym) asfaltem do Petit Mont Cenis też niezły. Lepszy podjazd np. od Mortirolo, który oprócz tego, że daje po dupie to nic nie oferuje w zamian. Zjazdy szerokie i dobry asfalt.