W rowerach sezon ogórkowy, ja ubity tłuczeniem kilometrów po Andaluzji, dziś więc ciekawostka z innego kajetu.
Część z Was pewnie wie, że kolarstwo nie jest jedyną moją zajawką sportową. Zdarzało mi się bowiem (i zdarza) startować, jako pilot, w rajdach samochodowych. „Kariera” zaś tak się poukładała, że plastików nazbierałem na kilka toreb z IKEI. Coś się tam pewnie na tym sporcie znam. Popełniłem więc na jego temat kilka tekstów, wśród nich zaś poniższy. Traktuje o tym, co łączy wszystkie, bez wyjątku, dyscypliny sportowe. O kantach.
Kolarstwo ma swoje EPO i transfuzje, piłka nożna i tenis – zapewne to samo, wzbogacone o nieskończone budżety na tuszowanie ewentualnych afer. Swój „doping” mają również rajdy samochodowe. W postaci „mechanicznej” oraz hmmmmmm… „poznawczej”. Dziś zajmę się tym drugim.
W Polsce posiada on wdzięczną nazwę – to tak zwana nielegala. Na czym polega? To „nielegalne zapoznanie z trasą”. Aby zrozumieć, jaką ewentualną przewagę daje, zacznijmy od początku, czyli od tego na czym w istocie polegają rajdy. A definicja jest prosta – musimy w jak najkrótszym czasie pokonać wyznaczony odcinek trasy, pomiędzy startem a metą (gwoli ścisłości: zwykle rajd składa się z kilku/kilkunastu takich odcinków specjalnych – „oesów”). A skąd kierowca wie, jak szybko może dany odcinek przejechać? Nie wie. Wyobraża sobie.
To główna różnica pomiędzy rajdami a wyścigami. Kierowca wyścigowy pokonuje ten sam zestaw zakrętów kilkaset razy, zanim przyjdzie mu zmierzyć się z czasem. Stąd tak istotne są nawet tysięczne części sekundy. Kierowca rajdowy zaś, przed startem „na ostro”, przejeżdża z pilotem trasę rajdu dwu- lub maksymalnie trzykrotnie. Zamiast kilkunastu zakrętów jest ich więc do pokonania co najmniej kilkaset. Ponadto, by było jeszcze ciekawiej, przejeżdżamy trasę rajdu zgodnie (zwykle) 😉 z przepisami ruchu drogowego, cywilnym samochodem, często mając zainstalowany nadajnik GPS, umożliwiający dyrektorowi rajdu pełen nadzór nad naszymi poczynaniami.
Reasumując: kierowca rajdowy, przejeżdżając zakręt z prędkością np. 50km/h musi sobie wyobrazić jak zachowa się w tym miejscu samochód rajdowy, „podróżujący” z prędkością np. 180km/h. Proste..? Sprawdźmy.
Oto mały eksperyment:
Wyobraź sobie proszę z jaką prędkością mógłbyś przejechać poniższy fragment drogi:
90km/h? 120km/h? Może znajdzie się wariat, który 160km/h pojedzie?
Przejazd tego fragmentu „na ostro” wygląda tak:
Może jeszcze jeden zakręt?
Przyznasz, że w obu przypadkach prędkość nieco odbiega od „cywilnej” a i ściany budynków czy mury otuchy nie dodają. 🙂
A skąd kierowca wie co go za węgłem budynku czeka? „Widzi” to w głowie, wizualizując sobie komendy, które słyszy od pilota. Na zastanawianie się, jak sobie jesteś już w stanie wyobrazić, czasu zbyt wiele obaj nie mamy. 🙂
…a to wszystko po dwóch czy trzech przejazdach zapoznawczych, pokonywanych z prędkością 40-60km/h.
Czy kolejne, nielegalne już, przejazdy mogą dać przewagę nad konkurencją? Myślę, że sam jesteś już w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Co ja na to? Dają. Dają dużo. Zarówno kierowca jak i pilot zwracają dzięki nim uwagę na wiele więcej istotnych szczegółów oraz zapamiętują newralgiczne miejsca. Z drugiej zaś strony – częstokroć w „światku rajdowym” słyszy się oskarżenia, że ten czy ów jeździ „na pamięć”, czyli pilota za bardzo nie potrzebuje. Czy da się więc przejechać „oes”, opierając się tylko na tym, co kierowcy w głowie zostało?
Po pierwsze: kierowcy, należący do krajowej czołówki znają wiele z polskich odcinków jak własną kieszeń. Z prostej przyczyny: wiele z nich, w niezmienionej formie, przejeżdżanych jest co roku od kilkudziesięciu już lat (np. odcinek Rościszów – Walim, będący częścią Rajdu Świdnickiego). Myślę więc, że na takim odcinku chwil zawahania wielu by nie było.
Po drugie: nawet przejechawszy nowy „oes” kilkunastokrotnie, kierowca musi mieć ABSOLUTNĄ PEWNOŚĆ, że to, co widzi jest tym, co mu się wydaje, że zapamiętał. W rajdach nie ma miejsca i czasu na „chyba”. Bo błędy bywają kosztowne. Bardzo kosztowne.
…i dlatego przydaje się pilot. 🙂
Nawet temu, który „jeździ na pamięć”. Skąd wiem? Oczywiście z opowieści. 😉
PS Spodobało się? Udostępnij, skomentuj lub „polub” fanpage na FB. Dziękuję.
Hej,
Nie interesujesz się przypadkiem… Gimnastyką artystyczną?
Też są chyba jakieś analogie z kolarstwem.
😀😝😝
A ja chciałem się dowiedzieć co jeść w trakcie i po… Mam sam szukać? 😨😨
Cześć,
Jak pisałem – do tematów okołowyścigowych wracamy wczesną wiosną. Teraz nikt się nie ściga, teraz kolarstwo romantyczne. 😉
Tere fere 😜
Co prawda zabroniłeś… Ale część nie posłuchała i nadal jeździ albo zwiftuje.
Także czekamy… 😀
Ok, ok…
Prawda jest taka, że czekam na milion od producenta odżywek. 😉
Milion Euro 😉