Tak, to o nas, rowerzystach (prawo o ruchu drogowym nie rozróżnia bowiem pojęć: kolarz czy pro-amator, przykro mi).
Wczoraj kolejny kumpel został trafiony przez przysłowiowego „kierowcę beęwu” (tym razem w znaczeniu dosłownym). W chwili, gdy piszę te słowa wiem jedynie, że jest bardzo mocno poturbowany (liczne złamania etc.). Jednoznacznych przyczyn zdarzenia nie znam, przyjmijmy więc, że jest to jedynie katalizator powstania niniejszej wypowiedzi a nie przykład, na którym ją opieram. Nade wszystko zaś: Aro, wracaj migiem do zdrowia!
Dlaczego „samobójcy”? Bo poniekąd często sami na siebie ściągamy niebezpieczeństwo. W jaki sposób? Nadinterpretując (na swoją niekorzyść!) art. 16 ust. 4 zd. 1 prawa o ruchu drogowym o brzmieniu:
Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać możliwie blisko prawej krawędzi jezdni.
Każdym pojazdem. Czyli „w tym rowerem” a nie „wyłącznie rowerem”. To oznacza, że prawo nie oczekuje od nas (jak to często mamy w zwyczaju) tulenia się do pobocza, przeskakiwania nad studzienkami, łapania kapci w syfie zbierającym się przy krawędzi jezdni, zygzakowania pomiędzy dziurami i nierównościami asfaltu. Dlaczego? Ano dlatego, że nadrzędnym celem tych przepisów nie jest zapewnienie mitycznej „płynności ruchu”. Jest nim zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim jego uczestnikom. W tym i nam, rowerzystom. Dokładnie tak, jak kierowcom, pasażerom samochodów, ale i woźnicom furmanek czy kierowcom ciągników rolniczych. Tak, tych wlokących się niemiłosiernie. I mających do owego wleczenia się pełne prawo (chyba że przepisy stanowią inaczej, vide: zakaz ruchu tego typu pojazdów po np. autostradach).
Skoro więc kierowcy nie napierdalają po dziurawym, usyfionym skraju jezdni, dlaczego miałby to robić rowerzysta? Zwykle ulegamy, gdyż „tamujemy ruch, tworzymy korki” czy też nie w smak nam bycie strąbionym. Po jednych bowiem to spłynie, inny natomiast odpuści dla świętego spokoju. I przytuli się do pobocza. Ja z reguły pozdrawiam. W zależności od nastroju: poprzez uniesienie dłoni lub uniesienie środkowego palca.
A dlaczego tak uczepiłem się owego tulenia? To proste: prowokuje ono kierowców do zachowań typu „zmieścisz się śmiało”, czyli wyprzedzania „na gazetę”, na trzeciego. A w dziewięćdziesięciu kilku zapewne procentach przypadków, manewr wyprzedzania rowerzysty przez samochód powinien wiązać się ze zmianą pasa ruchu. Z wszelkimi tego zdarzenia konsekwencjami i obostrzeniami. Utrzymywanie przez nas bezpiecznej odległości od prawej krawędzi jezdni poniekąd manewr ten wymusza, zamykając wspomniane okno o nazwie „zmieścisz się śmiało”.
No właśnie, a ile to ta „bezpieczna odległość„? (To bowiem kluczowa kwestia w sumie). Dokładnie taka, jaką utrzymują inni uczestnicy ruchu drogowego, czyli przede wszystkim kierowcy samochodów oraz motocykli. Na moje oko to jakieś 1-1,5 metra. Ale że moje oko niekoniecznie jest wyznacznikiem czegokolwiek, podeprę się orzecznictwem Sądu Najwyższego w tym zakresie. Na przykład w wyroku z 10.08.2005 r. o sygn. III KK 308/04 wprost stwierdzono, iż:
poruszania się przez rowerzystę w odległości około 1,2 m od krawędzi jezdni nie można uznać za naruszające przepis art. 16 ust. 4 p.r.d.
A teraz, drogi kierowco, kalkulator w dłoń i liczymy:
– odległość rowerzysty od prawej krawędzi jezdni – 1 metr (niech Ci będzie),
– szerokość rowerzysty – 0,5 metra,
– minimalna wymagany prawem bezpieczny odstęp od wyprzedzanego (lub wymijanego!) rowerzysty – 1 metr,
– szerokość Twojej E46 – 1,75 metra.
Razem: 4,25 metra.
Minimalna szerokość pasa ruchu na autostradzie to 3,75 metra. Niższe klasy dróg dopuszczają jezdnie o szerokości 2,5 metra i więcej. No ni chuja nie zmieścisz się śmiało. Jak byś nie liczył. Pozostaje Ci więc przestrzegać prawa i wyprzedzić nas, zgodnie z jego przepisami. Ale Ty to wiesz, nie kupiłeś przecież prawa jazdy za jajka. Chyba.
PS Oczywiście, zdaję sobie sprawę, iż dzisiejszy wpis dotyka li tylko niewielkiego wycinka relacji rowerzyści – kierowcy. Wiele mówi się/pisze choćby o ścieżkach rowerowych i konieczności/wygodzie (hie, hie) korzystania z nich. I na nie przyjdzie pora. Prawo bowiem w jednakim stopniu obowiązuje nas wszystkich.
PPS Przy produkcji niniejszego wpisu korzystałem z opracowania Huberta Mazura z IBikeKrakow.pl.
Dodam swoją obserwację, rowerzyści często jak jadą i mają możliwość zjechać ze swojego pasa, aby puścić kierowców, to zjeżdżają np. na zatoczki dla autobusów, pasy wyłączone z ruchu, czasem pasy do skrętu, a potem wracają na ten pas, którym wcześniej jechali. Niestety, wtedy kierowca ma pierwszeństwo i sami sobie taką sytuację spowodowaliśmy, wcześniej ustępując innym samochodom. Dlatego polecam trzymać się swojego pasa, wtedy jesteśmy bardziej przewidywalni. A co do trzymania się w bezpiecznej odległości od prawej krawędzi, pełna zgoda z Autorem.
dodam troche koloru z kraju US of A, stanu Illinois: tutaj rowerzysta ma prawo jechac pasem ruchu ale maksymalnie do 3 stop (prawie 1m) od krawedzi jezdni (przewaznie oznaczony biala ciagla linia). Wszystkie zasady ruchu samochodow obowiazuja rowerzyste.
Co do „machania”, to raczej unikam bo nie chcial bym aby kierowca sie zatrzymal i przywital mnie ze swoja 9mm lub .45 kolezanka 😉 … taki kraj…
Czy jako „łącznik” między światami rowerów i samochodów rozpowszechni Pan ten wpis w obu? Nie podejmuję się obstawiać ilu przywołanych posiadaczy E46 ma szansę na niego trafić tutaj tak po prostu.
Wzajemne pozdrawianie na drodze środkowym palcem na pewno powoduje wyrzut pozytywnych hormonów i skok opamiętania na widok kolejnych napotkanych na drodze rowerzystów/kierowców.
Rozumiejąc jednak emocje i szanując różnice charakterologiczne między nami, pozdrawiam nieustannie uniesionym kciukiem 🙂
Nie bardzo mam wpływ na propagację po „drugiej stronie” – niewiele osób „stamtąd” mnie czytuje.
Co do pozdrowień – mam tak wysoki poziom asertywności jak krótki lont. 😉
Jako kierowca rowerzysta i pieszy stwierdzam jeden fakt kierowcy nie szanują rowerzystów, rowerzyści nie szanują pieszych a pieszy nie szanują nikogo.
Cały czas widziałem sytuacje jak kierowca mijał się na zapałkę oczywiście rowerzyści też nie są w wielu przypadkach bez winy bo byłem świadkiem jak dziewczyna bez sygnalizacji wjechała w auto skręcając na skrzyżowaniu w prawo.
Rowerzyści zato czują się jak królowie na swoich drogach rowerowych nie dociera ciągle że pasy dla pieszych na jakiejkolwiek drodze oznaczają zachowanie szczególnej ostrożności kilka razy brałem udział w zdarzeniu że rowerzysta wpadl na mnie na pasach (bo droga rowerowa).
Co do pieszych to już jest samowolka przechodzenie po jezdni 5 metrów od pasów to standard, przebieganie ba czerwonym po pasach no masakra!
Osobiście jestem za przywróceniem egzaminu na kartę rowerową oraz edukowania medialnie ludzi i to do zniżenia przy każdym bloku reklamowym w Polsacie, TVN, TVP i innych stacjach co najmniej jedną reklama edukujaca nasze społeczeństwo czyn to grozi i jak się zachowywać.
Sam, jeżdżąc na rowerze, pozdrawiam od czasu do czasu innych uczestników ruchy środkowym palcem, najchętniej jak trąbią na mnie przy wyprzedzaniu – nie potrafię się powstrzymać. Zdaje mi się jednak, że w tym jest część problemu. Na drogach mamy całą plejadę agresywnych i chamskich zachowań w niezwykłym natężeniu i sami dokładamy swoje pięć groszy. Idę o zakład, że jak takiemu burakowi pokaże się środkowy palec, to przy następnym spotkaniu z rowerzystą zachowa się w podobnie chamski sposób. Mam zatem taki mały apel: przekazujmy takie pozdrowienie jak najrzadziej.
Przyłączam się do życzeń szybkiego powrotu do zdrowia dla kolegi.
Jeździłem na rowerze zowodowo, startując w różnych ekstremalnych zawodowach freeridowych, downhillowych itp. Nie poczuwam się do obowiązku ulicy jezdnią, w warszawie jest mnóstwo sciezek rowerowych, a jak ich brak to jezdze chodnikiem, na ktorym jezdze bezpiecznie i nigdy nie mialem wypadku z pieszymi. Z drog korzystam tylko na wsiach, gdzie nie ma innej mozliwosci. No ale najwyrazniej panstwo to mistrzowie drog i krzyzem by sie polozyli na jezdni. Nie mowie tego by wam dokopac, ale serio blokowac ruch i jezdzic zygzakiem na jezdni. Tu chodzi o bezpieczenstwo rowerzystow. Dlatego, jezdzijcie rozsadnie po sciezkach rowerowych, po chodnikach, bo na drogach jest niebezpiecznie, nawet nie przez kierowcow, a przez proste zaleznosci pomiedzy masa samochodu jak i roweru. No niestety, ja jako rowerzysta stoje za murem kierowcami 🙂
Ale wiesz, że jazda po chodniku (z kilkoma wyjątkami) jest niezgodna z prawem, nie?
Dlaczego piszesz
1 metr (niech ci będzie)
to nie ci czy mi czy komuś tylko przepisy takie są – wiadomo że ich nie znasz
Reszta artykułu dno
Dlatego, że przepisy tego jasno nie definiują.
Kłania się czytanie ze zrozumieniem – było w czwartej klasie. Rzucało się w szkołę kamieniami, nie?
Wszystko pięknie, wszystko jasne, tyko jest jego malutkie ale.
Jak to jest że KAŻDY rowerzysta mija mój samochód w odległości mniejszej niż metr kiedy stoję na światłach lub w korku?
Po co mijacie samochody na światłach w odległości 20 cm , a później oczekujecie że będę jechał 20km/h bo nie mogę was wyprzedzić w prawidłowej odległości?
My nie oczekujemy – tego wymaga prawo. Nie definiuje ono minimalnego odstępu przy wyprzedzaniu samochodu. W razie wyprzedzania roweru, wózka rowerowego, motoroweru, motocykla lub kolumny pieszych odstęp ten nie może być mniejszy niż 1 m.
Wystarczyłoby zajrzeć do przepisów.
…lub uważać na kursie.
Nie KAŻDY. Jako ten, który w ten sposób omija, potwierdzam istnienie rowerzystów, którzy grzecznie czekają. Czy gdyby jednak Twój samochód miał 50cm szerokości i 2m długości, na pasie było dość przestrzeni abyś się „zmieścił”, a pod samymi światłami przygotowane miejsce dla takich jak Twój pojazdów – czekałbyś na końcu ogonka? Szczerze. Niezależnie już od tego czy to zgodne z prawem, czy nie.
Jeśli rowerzyści tamujący ruch i niebezpiecznie omijający stojące auta tak Cię irytują, to wyobraź sobie, że porzucili rowery i przesiedli się do aut -> korek przed Tobą jest o kilka samochodów dłuższy.
Faktycznie jednak ten wpis dotyczy jazdy w terenie niezabudowanym, więc przepraszam za sprowadzanie dyskusji na boczny tor. Poczekam na ten obiecany wpis o ścieżkach 🙂
Drogi Kierowco, wyprzedzamy bo nam wolno, nawet z prawej strony. Polecam lekturę przepisów. I tak, tego właśnie oczekujemy, czekania na możliwość bezpiecznego wykonania manewru wyprzedzania. Twoje oczekiwania co do prędkości jazdy nie mogą naruszać bezpieczeństwa ruchu drogowego. Przypominam, że nie ma przepisów o minimalnej prędkości poruszania na żadnym typie drogi. Szerokości, najlepiej na 4,25 metra.
Porównujesz ominięcie przez rowerzystę STOJĄCEGO samochodu do wyprzedzania samochodem jadącego rowerzysty? 🙂
Ach, ten krótki lont, Panie Przemku.. 😉
Miło jednak, że odezwała się „druga strona”.
Ja będę piłował swoje i apelował o tonowanie złych emocji zamiast ich podsycania.
Takie dwie sytuacje…
1. We Wrocławiu wzdłuż ulicy Karmelkowej jest poprowadzona ścieżka rowerowa. Jadąc z Kleciny w stronę Oporowa najpierw po prawej stronie, potem na jednym ze skrzyżowań przenosi się na lewą. Ta zmiana jest zresztą nijak nieoznaczona – żadnym nakazem skrętu w lewo dla rowerów – jedynie obrysem samej ścieżki. Zawsze mnie to drażniło. Jeździłem pierwszym wspomnianym fragmentem a po nim zjeżdżałem na jezdnię. Na potrzeby samousprawiedliwienia stosowałem tłumaczenie (teraz już wiem, że błędne, ale często spotykane), że w Polsce obowiązują znaki ustawione po prawej stronie jezdni a po lewej tylko jeśli powielają prawą.
Razu pewnego, już na fragmencie gdzie przed skrzyżowanem wymijałem stojące na czerwonym auta – tak, w odległości ~20cm – zauważyłem opuszczającą się szybę w jednym z nich… „No to będzie jatka!” – pomyślałem. A Pan odezwał się tylko spokojnie: „Wiesz przecież, że tak naprawdę ryzykujesz najbardziej swoje bezpieczeństwo? Dlaczego nie jedziesz ścieżką?” Lekko zamurowało. Powiedziałem, że wiem, dziękuję i spróbuję jednak tej ścieżki. Nie powiem, że już nigdy nie wjechałem tam na jezdnię, ale może to był raz czy dwa..
2. Skrzyżowanie Wojszycka->Turniejowa z Wysćigową. Ja jeżdżę Wojszycką i dalej w Turniejową. Wzdłuż Wojszyckiej ścieżka, ale nie prowadzi prosto w Turniejową tylko objeżdża całe skrzyżowanie dookoła przez trzy sygnalizacje świetlne 😦 Czuję się „w prawie” przejeżdżać skrzyżowanie na wprost z autami, ponieważ w moim kierunku bezpośredniej ścieżki nie ma. I znów – stoję sobie kiedyś na linii na czerwonym. Obok mnie autobus. Słyszę za uchem zza opuszczonej szyby: „Ścieżki rowerowe zbudowane, ale ten oczywiście ma W DUPIE! A potem pretensje, że ich rozjeżdżają.” Podejmuję dyskusję i tłumaczę, że owszem jest ścieżka ale nie w moim kierunku i mogę jechać po jezdni. Pan pokazuje na wariant okrężny. Dziękuję za radę (przyznaję, trochę złośliwie). Zielone, więc kończymy dyskusję i ruszamy. Kolejnym razem kiedy tam jestem stwierdzam, że przecież co mi zależy, sprawdzę chociaż jak się tym okrężnym jedzie. Okazuje się, że światła są jak na taki przebieg doskonale zsynchronizowane i „zielenią się” prawie płynnie jedno za drugim. Od tej pory jeżdżę tam tylko ścieżką 🙂 Czy coś wielkiego na tym tracę? Czy tak mi się spieszy aby ryzykować? Choć wciąż uważam, że nie łamałbym prawa jadąc jezdnią.
Tu akurat krótki lont nie ma nic do rzeczy. 😉
Argument z cyklu „dlaczego my nie możemy, skoro wy możecie” jest z dupy wyjęty. Abstrahując nawet od poruszonych przeze mnie przepisów prawa, czym innym jest wyprzedzanie aut w korku (wlokących się w ślimaczym tempie), czym innym zaś wyprzedzanie z prędkością 100+, na gazetę. Reperkusje zderzenia w obu przypadkach są zgoła odmienne. Według mnie, projekcje tego typu nie powinny przerastać możliwości kognitywnych nie wiem… przedszkolaka?
Co do przedstawionych przez Ciebie przykładów – pełna zgoda. Sam w miastach często nadkładam drogi, by nie ingerować w ruch uliczny. Poza miastami (a tego w istocie dotyczy wpis) uciec po prostu nie ma gdzie. Dlatego powstały przepisy, które nakazują, by drogą się DZIELIĆ.
To jednak koncept, który przerasta wielu mających przedszkole dawno za sobą.
Od siebie dodam tylko cytat z UPORD ” Kierujący pojazdem wolnobieżnym,
ciągnikiem rolniczym lub pojazdem bez silnika jest obowiązany zjechać jak
najbardziej na prawo w celu ułatwienia wyprzedzania.”
Oczywiście, zgadzam się w pełnej rozciągłości. Ustalmy tylko ile to „jak najbliżej” w centymetrach. Bo, na ten przykład, według Sądu Najwyższego to 120.
Kiedyś jeździłem z kolegą, który tak obsesyjnie trzymał sie prawej strony, że jechał po białej linii, a czasami zdarzało mu sie zjeżdżać na pobocze! Sic! A jak jechał tir za nami i nie mógł nas wyprzedzić przez 10km to „chodź zjedziemy”. Ni chuja, dlaczego? 🙂
A choćby takiego ch… co się zowie Ludzka Bezinteresowność. Znasz? 😉