Idzie zima.
Jon Snow wskoczył zatem ciotce Daenerys do wyra a Ty zastanawiasz się, który model trenażera najbardziej wkurwi tę sąsiadkę spod szóstki. Twój trener zaś (ten, któremu płacisz czy też ten wewnętrzny) rozpisał Ci plan na zrobienie objętości. W grudniu. Katujesz się więc rolką czy trenażerem, bo przecież lato wygrasz formą zrobioną zimą.

A co u mnie? Trenażer posiadam. Na sprzedaż. Nie wsiądę na to, choćbyś płacił miliony. W życiu kręciłem na nim może z pięć razy. Limit wykonany. Nie twierdzę oczywiście, że to całkiem pokopany pomysł. Gdyby nie było na świecie fanów kręcenia w miejscu, nie sprzedawaliby tego sprzętu w takich ilościach. W sumie to ja ich nawet podziwiam (kręcących, nie sprzedających). O tym zaś, który model trenażera wybrać na pewno pisał kiedyś Maciek. U niego sezon indoor trwa jakoś od września do maja.
Jak więc zimą trenuję? Nie trenuję. Ruszam się oczywiście. Jednak nie w celu poprawy czy nawet utrzymania wydolności. Raczej po to, by w lutym na wadze, zamiast cyferek, nie ujrzeć „NEW RECORD!!!”. Czy w takim razie rower idzie w odstawkę? Niekoniecznie. Przecież „nigdy nie mów nigdy”. Jeśli w listopadzie, grudniu czy styczniu trafię słoneczny dzień – aż żal byłoby go nie wykorzystać. Traktuję to jednak jako okazję do sporadycznej przejażdżki bez jakiegokolwiek planu. Zimą (czyli od listopada do lutego jakoś) wolę uprawiać wszystkie te aktywności, które pozwalają nieco odpocząć zbatożonym w sezonie nogom. A przede wszystkim te, które pozwalają odpocząć głowie. Dlaczego? Bo uwielbiam jeździć na rowerze. I nie chciałbym, by mi się miało to znudzić. Wiem, że dla mnie trzytygodniowa czy miesięczna nawet przerwa to za mało. No zajoba bym dostał. Nie mam też w grudniu za bardzo na co tyrać – powołanie na Tour Down Under w tym roku nie przyszło. Pierwszy wyścig, na którym mi zależy to pewnie połowa kwietnia a doświadczenie pokazuje, że wystarczy mi zwykle dziesięć tygodni, by zrobić przyzwoitą nogę.
Zimą często natomiast grana jest np. siłka. Na niej trochę ćwiczeń core stability i praca nad nogami. Ciekawostka: ubiegłej zimy nie zajmowałem się w ogóle z ciężarami i maksymalna zarejestrowana moc spadła mi w tym roku o jakieś 70 watów. Tej zimy zamierzam jednak pospacerować trochę po farmersku itd. – zobaczymy, czy latem cyferki będą się z powrotem zgadzać. O pracy na siłowni popełnię zresztą wkrótce odrębny wpis.
Co oprócz pompy? A sporty halowe na przykład. Lubisz poharatać w gałę? A harataj. Siatkówka, koszykówka, squash. Wszystko, czego latem nie robiłeś, „bo szkoda nogi przed wyścigiem”. 😉
Jeśli ktoś lubi liczyć kafelki – a proszę bardzo, to czas na basen. Bieganie? Ja to może niekoniecznie. Nie lubię, nie namówisz mnie. Wszystko mnie boli itd. Choć znam wielu fanów. Szanuję. Co innego bieganie na nartach. O! To dobre jest. Jakieś mniej obciążające dla stawów i może rozgrywać się w niższych rejestrach tętna. Brak techniki na początek nieistotny – złapiesz w mig. Jakuszyce zapraszają. Zimą to raj na ziemi.
Nie sposób oczywiście pominąć zabaw na stoku. Zjazdówki i snowboard jak najbardziej wskazane.

Widzisz… Wielu będzie Ci jednak tłumaczyć, że ten koń z wyścigów rozgrywanych latem to inkarnacja chomika z Tacxa. Śmiem się nie zgodzić.
Niechże Ci głowa i mięśnie odpoczną do połowy lutego. Potem zrobimy krótkie wprowadzenie i damy sobie prawilnie w łeb. A potem znowu w łeb. Zobaczysz, że dwa czy dwa i pół miesiąca później będziesz fruwać. Jak Krzysiek, na ten przykład. Skubańczyk, czasami nie wyciąga roweru z szopy do połowy marca. Nie chce mu się, ot co. A spróbuj go objechać od maja do października. Karton Miłosława mówi, że nie dasz rady. Bo znowu wracamy do tego, że nieistotne ile, istotne jak. Pisałem o tym tutaj i tutaj.

Bądź więc spokojny/-a i do stycznia ruszaj się tylko dla endorfin. Im bardziej urozmaicisz aktywności, tym lepiej. Nie martw się – nic Ci nie ucieknie. W przyszłym roku natomiast wspólnie zastanowimy się nad intensywnością. I nad tym na przykład, czy lepiej „na Belga” w Polsce czy „na zarobasa” w Calpe.

PS Spodobało się? Udostępnij, skomentuj lub „polub” fanpage na FB. Dziękuję.

O MNIE
Na imię mi Przemek. Jeżdżę na rowerze. W miarę często. Piszę o rowerach. Nie za często. Jakiś czas temu stworzyłem markę odzieży kolarskiej – eroe.cc oraz projekty mamOC.pl, mamNNW.pl i ServiceCourse.pl.
Rzuć okiem w wolnej chwili, zapraszam.
Znajdziesz mnie również na Facebooku, Instagramie i Twitterze , jeśli akurat tego bardzo potrzebujesz.

12 myśli na temat “Zimowe roztrenowanie

  1. Dobre to! Zrobić poczytnego bloga, zasugerować amatorom jak trenować żeby było łatwiej ich ogolić na wiosnę 😉 Żarcik. Każdy musi sam poznać siebie i swój organizm. Szczególnie Ci, którzy mają rozdwojenie jaźni (ja i mój trener w jednej osobie). Ja kocham jeździć w tlenie, po ciemku. Takie grill ride to jest to na co czekam cały rok. Odpoczywam. E2 i oby padało jak najmniej. Jak ktoś jest uzależniony od treningu to dobry trenażer. Szybko się zwróci oszczędzając na ciuchach zimowych, zgubionych termosach, zużytej pralce i rachunkach za gorące kąpiele. Najważniejsze żeby się ruszać i mieć z tego fun bo zima szybko minie i przyjdzie wiosna. A wiosną…słońce wyżej-ząbek niżej 😉

  2. No i pozamiatane,tz. temat do głębszego przemyślenia ,albo najlepiej trzeba zapytać tego co bierze w łapę,co On planuje dla mnie na zimę. Zdecydowany byłem na 99 promili że ustawię taki trenażer obok klatki,w której moja córka ma chomika i będę z nim kręcił. Teraz jednak okazuje się że nigdy nie należy lekceważyć siły 1 promila który pozostał z tych stu.Może faktycznie lepiej przeznaczyć złoto na jakieś zimówki i pobiegać ( ja lubię,a raczej lubiłem kilkanaście lat temu). Opcją jest też stacjonarny (w razie bardzo bym musiał ),nie wyczynowy,ale też nie rehabilitacyjny (choć pewnie takowy by był dla mnie odpowiedni 🙂 ),który stoi już ze dwa lata w pokoju i służy jako wieszak.
    Generalnie spodziewałem się innego wpisu, (gotowej odpowiedzi ? ? ? ) ,ale ten każe mi się zastanowić nad inną drogą,przemyśleć czy warto iść tą którą chciałem… i teraz po przeczytaniu wpisu huczy mi we łbie: Ludwiku Dorn i Sabo…
    Jak zwykle dobry wpis 🙂
    Pozdrawiam

  3. Odpoczynek ważna sprawa. Ale z tymi 2-3 miesiącami wolnego to nie u każdego się sprawdzi. Może jak ktoś ma talent i mu forma relatywnie łatwo przychodzi to tak. Ja przestałem być cienki jak dupa węża dopiero po tym jak wsiadłem w zimie na trenażer zamiast snuć się przez 3 miesiące od przypadku do przypadku. Ale może to zależy od człowieka. Ja jak widzę cyferki, moce znormalizowane, tss-y esy floresy albo wykres zaplanowanych interwałów to aż mi się oczy świecą. No i jest Zwift, który dodatkowo sprawia, że trenażer dla wielu nie jest męką, wręcz przeciwnie.

    1. Popieram Zwifta chociaz jazda po Watopi i Londynie w deszczu tez sie moze znudzic. Programy jednak do trenowania maja fajne I cena tez przystepna wiec mozna krecic interwaly zimowymi wieczorami.

  4. Cały sekret to umiejętność laczeniatre trenazera, szosy/mtb na zewnatrz i zimowych innych aktywności. Pisanie ze trenazer jest do dupy jest duzym bledem. Jesli jednak ktos traktuje kolarstwo jako zabawe przyjemność bez żadnego napinania na wyniki to faktycznie dwa miesiace wyatarcza.na puchar sołtysa. Do momentu gdy zimowy chomik bie pojawi sie tam rownież 🙂

  5. Ale się cieszę, że do Ciebie trafiłam!

    Właśnie rozpoczynam przygodę z rowerami, choć nie konkretnie od strony trenowania… 🙂 Miło będzie Cię obserwować, więc już polubiłam fanpage, by nie zgubić kontaktu. Nie sądziłam, że są w sieci takie blogi, a tu proszę 😉

  6. „Jeśli w listopadzie, grudniu czy styczniu trafię słoneczny dzień – aż żal byłoby go nie wykorzystać.” – w pełni popieramy! 🙂 i… zapraszamy w ten słoneczny dzień na Szlak Green Velo!

  7. Świetny tekst i ogromna ilość możliwości aktywnego zagospodarowania później jesieni i zimy. Dla każdego coś innego. Ja mojego górala już wczesną jesienią konserwuje i czeka sobie aż do wiosny. Zamiast tego przesiadam się na opcje miejskie, póki są warunki do bezpiecznej jazdy, ale to tylko w opcji transportowej, a nie rekreacyjnej, Zimuję najczęściej na basenie – staram się 3 razy w tygodniu, do tego raz w miesiącu sauna, czasem siłka – ale to tak dla siebie. Druga kwestia, że mimo ogromnej miłości do rowerów, to chyba nie wytrzymałbym całego roku, stąd moje zimowanie przy innych aktywnościach.

Dodaj komentarz