Kolarstwo w internecie to mainstream czy nisza? Blog szosowy to miliony monet czy żebranina?
Odpowiedzi na poniższe pytania wynikają wprost z cyferek, które spędzają sen z powiek pracownikom przeróżnych działów marketingu czy innych domów mediowych. Cyferek, które definiują tak zwaną „grupę docelową”.
Tak, tak – Ty i ja jesteśmy jedynie „peselami w targecie” – mniej lub bardziej naiwnymi klientami, którym ktoś chce na siłę coś opierdolić. Stąd gravele, fatbajki i inne wynalazki. A najistotniejszy parametr branży to liczba w niej portfeli. No właśnie, ile ich (nas) jest?
Do przemyślenia tego zagadnienia skłoniła mnie ankieta, którą corocznie odpalają twórcy portalu mtb-xc.pl. Na jej wyniki przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać, lecz własną paraanalizę kolarskiego internetu mam już gotową.
Wbrew pozorom, policzenie nas nie nastręcza większych problemów. Odpowiednim zaś ku temu przyrządem jest Facebook. W uproszczeniu, wystarczy… napisać w miarę przyzwoity tekst i odpalić jego promocję w grupie zainteresowanych „kolarstwem”, „kolarstwem górskim”, „kolarstwem szosowym”, „triathlonem” itd. Jeśli ustawisz budżet na kwotę z kosmosu, wyświetlisz się wszystkim zainteresowanym plus części ich znajomych. Na całe szczęście sufit jest dużo niżej, niż jakakolwiek kwota, którą ktokolwiek mógłby definiować jako „kosmiczną”. Duuuuuuużo niżej. Skąd wiem? A poeksperymentowałem sobie. Z pierwszym tekstem, który pojawił się na blogu. Tym. Wyświetliłem go na tablicach większości użytkowników Facebooka, którzy są przezeń skategoryzowani jako interesujący się kolarstwem. Post z zajawką tego tekstu dotarł do… około stu trzydziestu tysięcy osób. Nie, nie kilku milionów. Stu trzydziestu tysięcy. I nie chce się świecić nikomu więcej, choćbym nie wiem ile hajsu chciał panu Zuckerbergowi posłać. A zauważ, owe sto trzydzieści tysięcy to zarówno „zainteresowani kolarstwem”, jak i ich znajomi z FB (często zainteresowani jedynie śmiesznymi filmami z kotami w rolach głównych). Według mnie, zajawionych na rower jest zatem pewnie osiemdziesiąt, może w maksie sto tysięcy. Zwróć uwagę, że koresponduje to, mniej więcej, z liczbą fanów najbardziej „rowerowego” (czyli najmniej „kolarskiego) bloga w Polsce – Rowerowych Porad, prowadzonych przez Łukasza Przechodzenia od jakichś siedmiu lat.
Im większa zaś specjalizacja, tym klikających mniej. Jeśli miałbym, pod groźbą kastracji, szacować liczbę zainteresowanych np. kolarstwem szosowym – z pełnym spokojem, nie zająknąwszy się choć na moment zeznałbym, że to zbiór zawierający się w wartościach od piętnastu do dwudziestu tysięcy. Emtebe to pewnie pięć, może dziesięć tysięcy par nóg więcej. Owa hipoteza ponownie zdaje się znajdować potwierdzenie w analizie FB: Maciek Hop wygenerował (w ciągu kliku lat tworzenia niezłej prozy) jakieś czternaście tysięcy kliknięć „Lubię to!”, zaś chłopaki z MTB XC ponad dwadzieścia koła. I już im nie rośnie. Tłuką o sufit.
Jesteś jednak w błędzie, jeśli myślisz, że tych kilkanaście tysięcy to wierni, zaangażowani czytelnicy. Nope. Dużej części tzw. fanów raz się „omskło i klikło” a teraz w pompie mają to, czy i o czym piszemy. Realnie zainteresowanych i zaczytanych jest pewnie cirka ebałt pięć do ośmiu tysięcy.
Jeszcze raz: w trzydziestoośmiomilionowym kraju, w którym piętnaście milionów osób używa Facebooka, kolarstwem interesuje się jakieś osiemdziesiąt tysięcy z nich (to jakieś 0,005 polskiego zasięgu FB!). Poszczególne odmiany sportu absorbują uwagę piętnastu, dwudziestu tysięcy użytkowników a kolarskie media stale czytuje zaś jakieś pięć tysięcy osób. Kolarstwo naprawdę #nikogo.
I to caaaaaaalusieńki tort. Ten, którego kawałki wszyscy sobie z rąk próbują wyrwać. Portale, wortale, blogi, vlogi czy prasa (ciekawostka: znamienne, że nakłady co bardziej poczytnych tytułów zakotwiczone są również w okolicach 10K, czyli realna sprzedaż wynosi kilka tysięcy sztuk).
Bystry/-a jesteś (inaczej by Cię tu nie było), zatem odpowiedź na kolejne pytanie nie nastręczy Ci problemów.
Jak rysują się perspektywy blogera, który wymyśli sobie, że będzie zarabiał na pisaniu o kolarstwie? Chujowo. W tym segmencie tak zwanej branży, pieniędzy nie ma. Kręci się ich trochę w pobliżu słowa drukowanego i tyle. Bloger może liczyć co najwyżej na koszulkę termiczną czy łańcuch w gratisie. Ewentualnie plecak, do którego może się przytulić, by zrobić kilka selfie w pociągu. No, od czasu do czasu ktoś może zaprosi „na ciepłe”. I to w sumie wyczerpuje możliwości zarobkowania.
Narzekam? Skądże. Bez złudzeń rozpoczynałem spisywanie swoich wywodów cztery miesiące temu. Dlatego nie próbuję Ci tutaj niczego na siłę pogonić.
Zapytasz więc zapewne, skąd pomysł na wydawanie siana, by promować ten blog, skoro nigdy ono do mnie nie wróci. Bo wróci. Już wraca. To, że nie da się zarabiać na blogu wcale nie oznacza, iż nie da się zarabiać dzięki blogowi. A raczej dzięki wiedzy nabytej w trakcie jego płodzenia.
Wkrótce Ci o tym napiszę.
PS Spodobało się? Udostępnij, skomentuj lub „polub” fanpage na FB. Dziękuję.
Ciekawa analiza. A skoro masz (zakładam, że można pisać na Ty – jeśli nie, to proszę o odpowiednią moderację komentarza;) takie zacięcie marketingowe to szukałeś może informacji o wielkości rynku rowerowego? W całości i części bardziej sportowej (szosa, mtb, triathlon)?
Bo na pewno rowerów czy rowerzystów w Polsce jest ponad 100 tys. Patrząc na liczbę sklepów rowerowych to rynek jest jednak dość spory i prawdopodobnie dynamicznie rosnący.
Rzeczony Łukasz Przechodzeń trafia raczej do rowerzystów (czasem pewnie nawet bardzo zapalonych), niż do fanów kolarstwa jako sportu, więc te 100 tys tu i tu to raczej przypadek.
Jest chujowo ale są szanse na rozwój. Wielka Brytania 20 lat temu też była w przysłowiowej ciemnej dupie, a spójrzmy gdzie jest teraz. Sukcesy Kwiatkowskiego i Majki zbierają powoli żniwo. Portfele też jednak coraz grubsze. Możliwe, że za 5 lat nas pasjonatów kolarstwa będzie trochę więcej. A wtedy wygrają ci, którzy do gry weszli wcześniej i zbudowali sobie pozycję.
Czyli na FB moja odpowiedz byla troche zanizona, ale niewiele. Zdziwiony jestem, ze wg danych ktore podales wiecej osob interesuje sie MTB niz szosa. Myslalem, ze jest odwrotnie. Ale moze to sugestia, ze sam interesuje sie MTB (a tu wpadam, bo fajnie sie czyta), a reszta znajomych czy rodziny interesuje sie szosa…
Blog Lukasza to tak jak pisze Darek – inna grupa docelowa troche. Raczej osoby uzywajace rowerow jako srodka transportu czy na wycieczki rodzinne, nie przejmujace sie wynikami na Stravie czy innymi cyferkami, dieta, watami, itp.
Zarabiaj dzieki blogowi, nie przestawaj pisac. Naprawde fajnie sie to czyta. Czekamy na nowe wpisy!
Tak, byłeś najbliżej. 😉
Jeszcze dodam, ze pewnie z tego wzgledu SzajBajk ma tez od jakiegos czasu kanal po angielsku, bo tez dobil do sufitu jesli chodzi o tresci w jezyku polskim….
SzajBajk to w ogóle fenomen. Chylę czoła za zasięg. Choć usłyszałem o chłopie jakieś tydzień temu.
Mial ostatnio problemy z YT, bo za czesto uzywal slowa ‚pedał’ i jakis bot go wyhaczyl…. Serio, tez bylem w szoku. To nie zart.
Szajbajk ma angielski kanał równocześnie z polskim prawie od samego początku. Powodem tego jest fakt, że zyski z anglojęzycznych kanałów są znacznie wyższe od polskojęzycznych odpowiedników nawet przy mniejszej ilości subskrybentów i wyświetleń. Treści kierowane na rynek Europy Zachodniej i USA mają po prostu znacznie większą wartość marketingową.
No to chłopie musisz być dzielny jeszcze kilka lat zanim zaczniesz zarabiać….tylko nie korzystaj z prowidentu…co do szajbajk to dla mnie to jakiś fanpejdz dla oszołomów równie dobrze się czyta porady kulinarne tych wszystkich gesslerow
Nie doczytałeś – ja już zarabiam. 😉
Przemek -a chciałbyś żeby twój blog był dla wszystkich ?:) Czy może jednak wartość ma to że jest dla zainteresowanych tematem. ? 🙂 Mi to jednak dynda i powiewa czy interesuje się tym co robię 100 czy 10 000 ludzi. To jest dla mnie. A jakbyś chciał zarabiać to pisz o nowych cyckach dody albo innym pantofelku. 😉
Cóż powiedzieć, słowo pisane przegrywa z obrazkami… Czytelnicy to elita:-)
Bylebyśmy, w tej pogoni za specjalizacją nie skończyli jak audiofile. Co to w salonie sprzęt za dziesiątki tysięcy, a na półce ino same samplery, bo reszty ponoć nie da się słuchać.
To nie jest tak, że klikają niektórzy raz, czy dwa, a potem mają to w pompie. Nie mają, ale… nie samym rowerem (szosą) żyje człowiek (no, załóżmy). Jeszcze to-tamto, robota, rodzina, inne zainteresowania, a czasami warto byłoby pojeździć. I tak nagle, choć fajnie się Ciebie czyta, to nie klika się w jakiś link. Bo brak czasu, a potem tona innych wytłumaczeń.
A co do zarabiania – oczywiście, że da się. Są bardziej niszowe dziedziny, na których się da. Choć wyznawcom excela się to w życiu nie uzgodni.
Zgadzam się w pełnej rozciągłości.
Ja mam na to swoją teorię (pewnie z naukowego punktu widzenia głupią) – ludzie którzy pomykają na szosówkach od dawna po pierwsze dużo wiedzą o swoim rowerze (często dużo więcej niż wytatułowany serwisant z dziwną fryzurą i kolczykiem w nosie), po drugie jeżeli się jednoczą i wymieniają przygodami to raczej w lokalnej grupie, po trzecie trenują na zasadzie – jak udo piecze to znaczy, że jest dobrze, – ludzie z nowej fali kolarstwa zaczynający przygodę od karbonowych kół i dyskusji na temat zmniejszania oporu aero poprzez zastosowanie innych klamek – potrzebują do przejechania ścieżki rowerowej trenera, do wyczyszczenia łańcuch serwisanta w cenie serwisu Jaguara i żyją w dość dziwnym abstrakcyjnym świecie jak Alicja po drugiej stronie lustra i gdzie tam ich będą interesowały urywki z życia jakiegoś blogera 😉
Pieknie powiedziane. Mechanik na diagnostyce di2 (tak, musiałem oddać sprzęt do serwisu bo di2 to dla mnie nowość) zaczął podpytywać a kto składał rower, a kto regulowal a kto „tak ładnie owinął kierę” itp. Jak mu odpowiedziałem, że mam prawie wszystkie narzędzia w domu, sam składałem, sam przeciagałem kable, sam dobierałem mostki sztyce i inne pierdolety to przestał mi wciskać teksty a że nie tak się owija, że nie tak klamki, że zły kąt kiery… A ja pół sezonu spędziłem na testowaniu różnych ustawień po to aby nie mrowiły ręce, nie bolał krzyż itd. Najlepiej do napompowania koła też do mechanika przyjeżdżać…
Dzięki za wspomnienie o mnie 🙂
Nie do końca mogę się zgodzić z analizą Grześka z trzeciego komentarza. Mój blog celuje we wszystkich rowerzystów 🙂 Od pani Bożenki jeżdżącej na ryneczek po zakupy, po Błażeja golącego nogi. Oczywiście nie każdy tekst przyda się każdemu, ale niektóre chociażby serwisowe tematy, czy różnych akcesoriów, są bardzo uniwersalne. Dlatego u mnie sky is the limit 🙂
Samo kolarstwo to bardzo fajna nisza i spokojnie da się zarobić na blogowaniu o tym. Trzeba tylko dużo, dużo, dużo pracy. I jeszcze więcej cierpliwości. Mieliśmy w Polsce wiele ciekawie zapowiadających się blogów na ten temat, ale… no właśnie, autorom brakło cierpliwości.
Nie „dziękuję” a oddawaj kliki. 😉
Jeżeli za rok będziesz nadal blogował, to pogadamy 🙂
Proszę, proszę… Jeszcze warunki stawia. 😉
Przemku,
Tylko uważaj, o co prosisz, bo któregoś dnia obudzisz się i odkryjesz, że jesteś naczelnym jakiegoś popularnego bloga rowerowego a na liście ‚to do’ masz: videopost – test uniwersalnych rowerów fitness do 1999 PLN, który musisz zacząć od prośby o lajki i suby, podziękowania subskrybentom za aktywność pod poprzednim video „Najlepsze stopki rowerowe”, ze szczególnym uwzględnieniem Janusza, który prosił o test błotników typu enduro – tak, będzie w przyszłym tygodniu, aż 40 najlepszych błotników poddanych testom terenowym – jedyne takie wydarzenie w rowerowej blogosferze, a potem z uśmiechem na ustach zaserwujesz swoim miłośnikom garści komunałów i nic nie wnoszących informacji na temat rzeczonych rowerów, których jest w sumie 3 i nie można się pomylić wybierając którykolwiek z nich, o czym zapewniał dystrybutor, który udostępnił rowery do testu. Wszystko w HD, co najmniej! Kasa to i może będzie się zgadzała, ale na ustawkach wszyscy będą chcieli Cie urwać. 😉 Na pewno ja, mimo, że mocy na progu brakuje. 😉
Trzymam kciuki za trzecią drogę, między przymierającym głodem blogerem, a populistycznym łowieniem lajków byle rachunek się zgadzał. Jest Was , ciekawie piszących o kolarstwie, kilkoro i mimo krótkiego stażu zaliczam Cię do tej grupki :D, więc do roboty!
Wesołych!
Paweł,
dzięki za dobre słowo.
Monetyzować tego przedsięwzięcia nie mam zamiaru (z wielu względów). A urwać i tak mnie wszyscy chcą, z definicji. Wystarczy przecież ta kreska, na asfalcie narysowana. 😉
Kuźwa, takie fajne teksty masz i 11 obserwujących? Co Ty obrażasz ludzi w komentarzach czy faktycznie tak mało kręcących? 🙂
https://facebook.com/przemekzawadacom/
E, chyba jednak kilkoro więcej.
A to przepraszam, paczyłem na obserwujących WP. Już polubiam
🙂
I tu też, a co 😉
A podziękował. 😉