W niedawnym tekście ustaliliśmy, że trzydzieści godzin jazdy w ciągu tygodnia to: a) żaden wyczyn, b) obciążenie, które nie stanowi większego problemu dla nóg, płuc czy serca. Warunek postawiliśmy jeden: odpowiednie tempo. Jest jednak część ciała, która musi być w tych warunkach gotowa na srogie batożenie. To zad. Dziś, z wielką przyjemnością, o nim. Konsekwencje … Czytaj dalej Dajże rzyci żyć
Miesiąc w tydzień
11 dni urlopu9 na rowerze36 godzin i 45 minut w siodle823 kilometry14091 metrów przewyższenia Dużo? Może. Do przejechania przez praktycznie każdego? Jak najbardziej. Pisałem już wcześniej tutaj, że wszystkie te "epickie wyczyny" wcale nimi w istocie nie są. Najprościej, gdy sam się o tym na własnej skórze przekonasz. W sumie na jej dość niewielkim kawałku.Czegóż więc … Czytaj dalej Miesiąc w tydzień
Zimowe roztrenowanie
Idzie zima. Jon Snow wskoczył zatem ciotce Daenerys do wyra a Ty zastanawiasz się, który model trenażera najbardziej wkurwi tę sąsiadkę spod szóstki. Twój trener zaś (ten, któremu płacisz czy też ten wewnętrzny) rozpisał Ci plan na zrobienie objętości. W grudniu. Katujesz się więc rolką czy trenażerem, bo przecież lato wygrasz formą zrobioną zimą. A … Czytaj dalej Zimowe roztrenowanie
Wattage bazooka
W trakcie niedawnej przejachy Siwy zapytał, ile watów na kilogram kręci na progu przyzwoity amator. Odpowiedziałem, że nie mam pojęcia, ale znajdę przyzwoitego amatora i zapytam. Żaden się jednak przyznać nie chciał, stąd pomysł moje poniższe estymacje i przypuszczenia. Na początek uwaga: jeśli nie jarają Cię cyferki - nie czytaj dalej. Dzisiejszy krótki wpis tylko … Czytaj dalej Wattage bazooka
Wielkie żarcie
Jedna z największych zalet jazdy na rowerze? Mogę dzięki temu więcej jeść. A ścigania? Mogę dzięki temu pałaszować wszystko, co w zasięgu wzroku, bez wyrzutów sumienia. No, przynajmniej przez dwa dni. Dziś o tym, co jem przed wyścigiem. Kolejne wpisy w tej kategorii traktować zaś będą o sposobach utrzymania pożądanych poziomów energii w trakcie gonki … Czytaj dalej Wielkie żarcie
Kac
Weekend minął niepostrzeżenie, skupimy się więc dziś na kacu. Nie będzie to jednak powiastka dla tych, którzy przepili noc z czwartku na poniedziałek, doprowadzając przy tym do tego, że im się białka w oczach ścięły. Sposoby radzenia sobie z Syndromem Dnia Następnego są bowiem dwa: przejeździć go (ruch na świeżym powietrzu najlepszym lekarstwem) lub przeleżeć … Czytaj dalej Kac
BOMBA!!! (czyli jestem świderkiem)
Bomba. Wczoraj wyłapałem konkretną, więc jest dobra okazja, by się znowu narazić. Tym razem dietetykom, gdyż rzecz będzie o odżywianiu. Choć w sumie wszystkim, gdyż to temat z kategorii "Każdy wie lepiej". 😉 Gdy sześć lat temu zaczynałem przygodę z rowerem, ważyłem około kwintala. Teraz jakieś 86-88 kg. Poziom tkanki tłuszczowej (wg. Tanity) ustabilizował się … Czytaj dalej BOMBA!!! (czyli jestem świderkiem)
„A co ma Cię, kurwa, boleć? Głowa?”
Nigdy, ale to nigdy nie przyznawaj się w obecności zawodowego kolarza do tego, że Cię nogi bolą. W odpowiedzi usłyszysz to, co w tytule wpisu. Zdanie powtarzane im przez trenerów, jak mantrę, od juniora. A jeśli przestaniesz jeździć a zechcesz trenować - cóż, będą boleć. Czasami bardzo. Na pocieszenie: im bardziej, tym krócej. 😉 To … Czytaj dalej „A co ma Cię, kurwa, boleć? Głowa?”
Żeby jeździć, trzeba jeździć
To pierwszy wpis z cyklu Jak o...lić ogóra, czyli kolarskie porzekadła w praktyce. Jesteś tutaj (a nie na blogu o skarpetkach), bo lubisz cyferki. Bo odpala Ci się procedura "Ale Im Wszystkim Zapierdolę Zaraz", gdy tylko ktoś narysuje kreskę na asfalcie. Bo zanim zdejmiesz przepocone ciuchy po powrocie z roweru, zdążysz umieścić plik z zapisem … Czytaj dalej Żeby jeździć, trzeba jeździć